Obecnie Ekwador oraz Kolumbia połączone są wygodną, asfaltową i szeroką Panamericaną. Po stronie ekwadorskiej (gdzie jest znana jako "Pana") jest to porządna autostrada z trzema pasami w każdą stronę.
Jednak jeszcze 15 lat temu chcąc przejechać między tymi dwoma krajami trzeba było skorzystać z zupełnie innej drogi: Tulcán-El Ángel. Dziś ten szlak jest pra
ktycznie zupelnie zapomniany. Nawierzchnia jest błotnisto-kamienista, a na kilkudziesięciu kilometrach drogi znajdują się ledwie dwa lub trzy zabudowania. Oczywiscie wybraliśmy tę drogę, nie Panamericanę. I okazała się być idealną trasą rowerową.
Justynie też się podobało.
Dziwy, które można minąć:
1. Słupki kilometrowe. I to nawet w dobrym stanie.
2. Młode drzewka - wg podpisów zasadzone ku chwale "wielkich" postaci komunizmu. Można więc znaleźć m.in. Drzewo Lenina oraz Drzewo Stalina.
3. Páramo - droga wije się mniej więcej w zakresie wysokości 3000-4000 m npm, czyli w tundropodobnej strefie roślinności (ów piętro roślinności w tym rejonie świata nazywa się właśnie páramo). Oznacza to, że zbyt dużo drzew tam nie ma, raczej trawy i krzewy. A także główny punkt programu:
4. Frailejón - wielkie (przynajmniej w otoczeniu traw), kilkumetrowe rośliny w ilościach niepoliczalnych. Pozostaje przedstawić zdjęcia:
5. Pracownik pobliskiego Parku Narodowego na motorze, czyli jedyna osoba jaką spotkaliśmy. Postanowił niezwykle starannie udokumentować fakt naszego spotkania, aby dać dowód swoim szefom, jakie stowrzenia spotkał na tej drodze. Wykonał:
- nasze wspólne zdjęcie, koniecznie z wypisaną na fotografii datą
- zdjęcie słupka kilometowego przy którym sie spotkaliśmy (i przy ktorym zresztą nocowaliśmy w namiocie)
Jednak jeszcze 15 lat temu chcąc przejechać między tymi dwoma krajami trzeba było skorzystać z zupełnie innej drogi: Tulcán-El Ángel. Dziś ten szlak jest pra
ktycznie zupelnie zapomniany. Nawierzchnia jest błotnisto-kamienista, a na kilkudziesięciu kilometrach drogi znajdują się ledwie dwa lub trzy zabudowania. Oczywiscie wybraliśmy tę drogę, nie Panamericanę. I okazała się być idealną trasą rowerową.
Justynie też się podobało.
Dziwy, które można minąć:
1. Słupki kilometrowe. I to nawet w dobrym stanie.
2. Młode drzewka - wg podpisów zasadzone ku chwale "wielkich" postaci komunizmu. Można więc znaleźć m.in. Drzewo Lenina oraz Drzewo Stalina.
3. Páramo - droga wije się mniej więcej w zakresie wysokości 3000-4000 m npm, czyli w tundropodobnej strefie roślinności (ów piętro roślinności w tym rejonie świata nazywa się właśnie páramo). Oznacza to, że zbyt dużo drzew tam nie ma, raczej trawy i krzewy. A także główny punkt programu:
4. Frailejón - wielkie (przynajmniej w otoczeniu traw), kilkumetrowe rośliny w ilościach niepoliczalnych. Pozostaje przedstawić zdjęcia:
5. Pracownik pobliskiego Parku Narodowego na motorze, czyli jedyna osoba jaką spotkaliśmy. Postanowił niezwykle starannie udokumentować fakt naszego spotkania, aby dać dowód swoim szefom, jakie stowrzenia spotkał na tej drodze. Wykonał:
- nasze wspólne zdjęcie, koniecznie z wypisaną na fotografii datą
- zdjęcie słupka kilometowego przy którym sie spotkaliśmy (i przy ktorym zresztą nocowaliśmy w namiocie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz