środa, 16 listopada 2016

Gdzie skalibrować satelitę, czyli opowieść obrazkowa o salarach

Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma lasami było sobie jezioro. A konkretnie dwanaście tysięcy lat temu, na obszarze dzisiejszej Boliwii. Potem jezioro wyparowało, pozostawiając po sobie 2 mniejsze jeziora i dwa wielkie depozyty soli - czyli salary: Salar de Uyuni i Salar de Coipasa.

W tle Salar de Coipasa.

Salar de Uyuni jest jednym z najbardziej płaskich regionów na Ziemi - różnica poziomów nie przekracza jednego metra. Dzięki temu, niezłej pogodzie i dobremu odbijaniu się światła od powierzchni salaru, obszar ten jest używany do kalibracji przyrządów używanych do pomiaru odległości, zainstalowanych na satelitach.

Po dobrym, twardym salarze jedzie się prawie jak po asfalcie.

Czasem jest jednak popękany i wyboisty. Jazda z przyjemności staje się udręką.

Może być też jak gąbka nasączona wodą. Jazdy już nie ma - jest pchanie.
A potem trzeba czyścić rower, żeby go rdza nie zeżarła żywcem.

W porze suchej salar to twarda skorupa solna na górnych kilkudziesięciu centymetrach. Ta warstwa podczas zasychania kurczy się i pęka. Przez powstałe w ten sposób szczeliny wędruje na powierzchnię woda nasycona solą (lub sól nasycona wodą) znajdująca się poniżej. W ten sposób powstają widoczne na zdjęciu miękkie "wały" wysokości paru centymetrów.

Salary w porze suchej służą za idealne drogi między miejscowaściami położonymi na brzegach. Są to chyba najtańsze w budowie i eksploatacji drogi świata.

I najbardziej demokratyczne - tam gdzie więcej ludzi zagłosuje kierownicą, tam większa droga.

Ale nawet taka droga może być dziurawa.

Przez salary regularnie kursują autobusy...

...oraz ciężarówki.

Jednak mimo ogromnej przestrzeni Salaru de Uyuni zdarzaja się tam wypadki.
Pomnik upamiętnia czołowe zderzenie dwóch dżipów z 1 maja 2008 r., w którym zginęło trzynaście osób.

Pośrodku salaru zdarzają się "wyspy",...

...do których można dopłynąć na rowerach.

Istnieje na nich życie - rosną kaktusy...

...albo przynajmniej kępki trawy.

Z daleka salar, mimo że suchy, zdaje się być lustrem, a odbijające się w nim szczyty wysp "lewitują".

Pod powierzchnią Salaru de Uyuni znajduje się ponoć połowa światowych złóż litu. Póki co nie są eksploatowane - Boliwia nie dopuszcza obcego kapitału do wydobycia, a sama nie ma wystarczajacej technologii. Z drugiej strony, eksploatacja Salaru mogłaby zniszczyć unikalny ekosystem i krajobraz. (Edit: informacje nieaktualne. Boliwia doszła do porozumienia w sprawie wydobycia z Japończykami z Toyoty. Więcej informacji o licie i jego wydobywaniu niżej, w komentarzu Magurycznego)

Na koniec praktyczne zastosowanie salaru: można posolić jajko na twardo.

7 komentarzy:

  1. Już mają technologię wydobycia litu. Od Japończyków. W zamian za udział w zyskach weszła w ten temat Toyota. Chlorek litu i węglan litu jest dość prosty w pozyskaniu. Wystarczy wwiercić się w solankę wydobyć i odparować. Na tym salarze warstwa soli jest dość płytka bo sięga około 400 m. Pod nią jest roztwór solny z zawartoscią chlorku i węglanu litu Separacja jest dość prosta z uwagi na niską masę tego metalu i jego związków Gorzej z krzemianem litu, który występuje w Polsce. Zresztą i tak nasze mądre władze zlikwidowały jedyny zakład, który prowadził badania w tym kierunku a zlokalizowany był w Kowarach. W tej chwili o koncesję na wydobycie w Polsce stara się firma z górali z góry Hebron i sądząc po układzie sił politycznych pewnie dostanie w zamian za jakąś niewielką łapówkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za informację. Dodałem sprostowanie w tekście wpisu.

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za informację. Dodałem sprostowanie w tekście wpisu.

      Usuń
  2. A teraz do rzeczy: Od początku waszej wyprawy śledzę jej postępy i jestem pełen podziwu. Nie tylko dla samej wyprawy, ale też sposobu jej relacjonowania. Jestem głęboko przekonany iż powinniście napisać książkę o zmaganiach z Ameryką. Dlaczego tak sądzę? Ano dlatego że porównuję wasze wpisy z wczesnymi felietonami niejakiej Martyny Wojciechowskiej. Dziewczątko do pięt wam nie dorastało a została naczelną NG. Widzę co prawda różnice stylu, od emocjonalnego i barwnego Justyny po inżynierski, ale pełen informacji Łukasza. To może być jednak bardzo dobra mieszanka :) Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękujemy bardzo. To naprawdę miło wiedzieć, że to co piszemy ktoś czyta. A jak jeszcze się podoba to już w ogóle dla nas radość.

    Ciekawie dla nas było przeczytać o naszych stylach pisania. Na początku mieliśmy pisać posty wspólnie, ale szybko okazało się, że to niemożliwe. Różnice nie do pogodzenia w jednym wpisie. :)


    Książki nie napiszemy. Nasze doświadczenie pisarskie, kończące się dawno temu na wypracowaniach w szkole, to za mało na takie przedsięwzięcie.

    Ale za to będziemy pisać o wyprawie na blogu aż do samego końca.

    Dziękujemy raz jeszcze i zapraszamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justynko.
      Skromność przez Ciebie przemawia. Oboje macie pazur do pisania. Czytając wasze wpisy przypomina mi się niedościgły mistrz reportażu Melchior Wańkowicz. Jego reportaże mają do dziś niezaprzeczalne walory poznawcze. Tak jak i wasz blog.

      Usuń