poniedziałek, 13 lutego 2017

Galeria postaci nietuzinkowych

Podróżując, można natknąć się na ciekawych i inspirujących ludzi. Oto niektórzy z tych, których spotkaliśmy na naszej drodze.


Pascal. Szwajcar z wielkimi udami, okrążający rowerem świat. Gdy się spotkalismy w Chile na Carreterra Austral, miał za sobą 4 lata podróży i ponad 70000 przejechanych kilometrów. Rozpoczął podróż w Szwajcarii. Przebył Europę, Azję i Australię. Z Nowej Zelandii poleciał samolotem na Alaskę. Przejechał obydwie Ameryki aż dotarl na ich południowy kraniec - do Ushuaia. Nastepnie planował polecieć do Republiki Południowej Afryki, aby przez Czarny Ląd wrócić do domu. Jego podróż można śledzić na stronie www.ptitb.net.

***

Małżeństwo Kanadyjczyków, rowerzystów, spotkanych na promie w Chile, planujących przejechać Carretera Austral. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że podróżują z dwójką dzieci - chłopców około trzy- i pięcioletnich. Rodzice odpoczynku mają mało, bo po całym dniu pedałowania oni są zmęczeni, a dzieciaki wypoczęte i to z energią tłumioną przez caly dzień, podczas siedzenia w wózku.
Widać jednak ze Kanadyjczykom ciągle mało - dla dzieci mają aż trzy miejsca - dwa w wozku ciągnietym przez rower i jedno w foteliku na tylnym bagażniku.



***

Hiszpanka, rowerzystka. Pracowała w Argentynie, ale postanowiła rzucić wszystko i podróżować. Gdy spotkaliśmy ją na Chiloe była w drodze już półtora roku, jeżdżąc po Brazylii, Urugwaju, Argentynie, Chile.
Jak sama twierdziła, aby mieć tu sprzęt wyprawowy, trzeba się wykazać pomysłowością. Sakwy zrobiła z kanistrow po wodzie (wodoodporne i sztywne), za stopkę służył kawałek bambusa, ktory z wprawą ustawiala w odpowiednim miejscu, podpierając rower...

***

Amerykanin, rowerzysta. Zaczął podróż na Alasce. Przejeżdżając przez Meksyk, poznał mieszkajacą tam Meksykankę, która postanowiła do niego dołączyć. Razem dojechali przynajmniej do Peru, gdzie spotkaliśmy się przypadkowo dwa razy, w odstępie kilku tygodni, pokonawszy zupełnie inne drogi. Świat jest mały.

***

Rogelio. Szwajcar ze szwajcarskim paszportem, który nigdy nie był w Szwajcarii. Spotkany na granicy, gdzie najpierw poprosił o pożyczenie długopisu, a potem zaproponował podwiezienie swoim pickupem (razem z rowerami; z oferty skorzystaliśmy).
Wiek około 50-60 lat. Ojciec czwórki doroslych dzieci. Z żoną rozwiedziony - mówi że teraz "jest wolny". Wielki fan łowienia ryb oraz motocykli. Planuje wielką podróż - z Ziemi Ognistej, gdzie mieszka, do Kanady. Potem przez Ocean do Portugalii a nastepnie do - ojczyzny swoich rodziców. Następnie przez Azję do Japonii - ojczyzny swojego Kawasaki Vulcan.
Pytał, czy nasze rowery mają jakieś imiona. Dowiedziawszy się, że nie, stwierdził, to bardzo źle - powinny mieć. On swój motocykl nazwał Indómita, czyli "Nieposkromiona".

***

Argentyńczyk, wiozący nas autostopem. Niegdyś mieszkał w Buenos Aires, tak jak jego rodzina, nie przepadał jednak za wielkim miastem. Gdy jego kolega zaproponował przenosiny na drugi koniec Argentyny - do El Calafate (2600 km od stolicy) - nie zastanawial sie długo. Razem z dziewczyną sprzedali niemal wszystko co mieli, wsiedli w samochód i wyruszyli w miejsce, w którym nigdy wcześniej nie byli.
W El Calafate się zadomowił - mieszka już tam dobrych kilka lat.

***

Arek. Polak, spotkany w Ushuaia. Jedzie autostopem przez obydwie Ameryki, żeby odwieźć do domu kamienie. Kamienie, które jego znajomi przywieźli mu z miejsc, według nich, wartych odwiedzenia.
Ciągle cos robi. Pracował na wiele sposobów i co chwilę brał udział w jakimś wolontariacie. Będąc w Ushuaia, na "krańcu swiata", zorganizował zbiórkę na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Jego podróż można śledzić na http://stonesontravel.com/pl/



***

Zbiorowa postać rowerzystów południowoamerykańskich (głównie Brazylijczyków i Kolumbijczyków), dla których braki sprzętowe nie są przeszkodą w realizacji pomysłów najdalszych wypraw. Chodzi głównie o to czym można zastąpić drogie i ciężko dostepne sakwy. Niektórymi z opcji są: wielki plecak, kanistry na wodę, plastikowe skrzynki na owoce czy też wózki na dwóch kołach, podobne do tych, które w Polsce można zobaczyć u złomiarzy.
Na szczególną wzmiankę zasługuje Kolumbijczyk, ktory miał do tylnego bagażnika przymocowane pionowo dwie gitary...

***

Para Kolumbijczyków a raczej Afrokolumbijczyków. Pasjonaci tańca. Gdy ich spotkaliśmy, planowali przejechać stopem Amerykę Południową, zatrzymując sie wśród społeczności złożonych z potomków niewolników sprowadzonych z Afryki. W każdym z takich miejsc chcieli poznawać tradycyjne tańce afroekwadorskie, afroperuwiańskie, itd.
Otrzymalismy od nich opaskę na rękę, ktora prezentujemy poniżej

"Tańce haniebne i wyzywające". Ponoć tak uzasadniali europejczycy zakaz tańczenia swoich tradycyjnych tańców przez niewolników pochodzących z Afryki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz