wtorek, 25 października 2016

Asháninka

Asháninka (czyt. a'sianinka, akcent na drugą sylabę) jest drugą największą grupą Indian zamieszkujących Peru (po Indianach Quechua żyjących w Andach). Ich populacja w Peru i Brazylii liczy 25-45 tyś. ludzi.
Bardzo ucierpieli w minionych latach (szczególnie lata 80.) z rąk Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak - maoistyczna bojówka, później związaną z handlem narkotykami, niegdyś działająca w Peru) - niemalże każda rodzina kogos straciła.

Spędziliśmy wśród nich prawie tydzień (opisany w poprzednim wpisie - Link), zdecydowanie zbyt krótko żeby nakreślić ich pełny obraz. Przywołam więc jedynie parę historii lub faktów, które po prostu uważam za ciekawe.



***

Porządny mężczyzna Asháninka powinien do ukończenia 16-ego roku życia być gotowym do założenia rodziny i do jej utrzymania. Oznacza to, że musi umieć polować, łowić ryby, wybudować dom i przygotować pole pod uprawę (czyli wypalić - tak, ciągle panuje tam metoda wypalanej ziemi - i wykarczować kawałek lasu).
A wy, Panowie, co robiliście w wieku szesnastu lat?

***

Opisane w poprzednim wpisie wieczorne wyjście na ryby.
Hektor, pretendujący do miana szamana, inaczej niż wszyscy, nie zamierza łowić ryb - chce na nie polować. Udaje mu się ustrzelić jedną pokaźną rybę z łuku, oświetlając sobie wodę latarką trzymaną w zębach. Zadowolony ze zdobyczy, czeka na nas, bezskutecznie próbujących złowić coś na żyłkę. Siada na piasku i - dla zabicia nudy - puszcza sobie muzykę ze smartfona.

***

Wioska Santaro.
Do tej pory elektryczność bywała tam jedynie wtedy gdy agregat prądotwórczy nie był zepsuty (a od lat był). Dzięki datkom zebranym w Polsce przez księdza Tomka zainstalowano tam panel słoneczny dający prąd do oświetlenia szkoły i pozwalający na podłączenie telewizora (który okazał się również nie działać) lub nagłośnienia.
Podczas zakładania panelu szef wioski przychodzi z prośbą - czy nie dałoby się podciągnąć prądu do jego domu? Ma wszak telewizor, ale nie ma go do czego podłączyć, a chciałby sobie wieczorami oglądać wiadomości. Po usłyszeniu odpowiedzi, że panel ma służyć całej społeczności, i że może przynieść telewizor do szkoły, aby inni mieszkańcy mogli również z nim oglądać TV - obraża się i więcej się nie pojawia.

***

Tradycyjny napój - mazato.
Jest to słaby napój alkoholowy (zdecydowanie słabszy od piwa) wyrabiany z manioku. W smaku przypominał mi napój z zupełnie innego rejonu świata - kirgiski kumys, czyli sfermentowane mleko klaczy.
Mazato pełni niezwykle ważną rolę w kulturze Asháninka. Często rozpoczynają dzień od porcji napoju pitej z połowy łupiny kokosa. Odmawiając zaś napicia się można utracić wśród nich poważanie. Niestety, Indianie nierzadko nadużywają mazato i, za względu na podatność żółtej rasy na alkohol - upijają się nim.
Najciekawszy jest sposób produkcji mazato. Kobiety Asháninka biorą maniok, żują i wypluwają. Zawarte w ślinie enzymy pozwalają na proces fermentacji...

Mężczyzna Asháninka w tradycyjnym stroju cushma i corona na głowie - pije mazato w równie tradycyjny sposób - z łupiny kokosa.

***

Życie Indian w dżungli jest nierozerwalnie związane z rzekami. Niemalże każda wioska jest nad rzeką położona. Nie tylko dostarczają pożywienia (czyli ryb), są również środkiem transportu - Puerto Ocopa leży na końcu asfaltu, ale już do wiosek po drugiej stronie rzeki można się dostać tylko łodzią. Łodzie jednak przestają wypływac już po niewielkim deszczu, z obawy przed nieprzewidywalnym zachowaniem wody.
No i oczywiście rzeki są miejscem kąpieli, prania ubrań oraz, rzecz jasna, idealnym miejscem na ochłodzenie się w środku gorącego dnia. Trzeba jednak uważać - już metr od brzegu prąd może być na tyle silny, że trzeba mocno walczyć by nie zostać przez niego porwanym (i to w porze suchej!).

Port w Puerto Chata nad rzeką Perené, rzut beretem od Puerto Ocopa. Tu asfalt sie kończy, a zaczyna rzeka.  

***

Dzieci w szkole teoretycznie uczą się w dwóch językach - po hiszpańsku i w Asháninka, choć w praktyce w tym drugim nauczyciele (często będący z innych rejonów Peru) mówią rzadko.
Jednak, co najdziwniejsze, trwają przygotowania do wprowadzenia lekcji języka Quechua, czyli języka którym mówi w Peru bardzo dużo Indian, ale pochodzących z zupełnie innych rejonów - z górskich obszarów Andów (ten język kilkaset lat temu był główną mową Imperium Inków). Zajęcia mają być wprowadzone kosztem "zwykłych" przedmiotów, np. fizyki.

To trochę tak, jakby na Kaszubach nauczono w szkołach języka śląskiego.

***

Asháninka są dość zamknięci na obcych. Nie jest łatwo stać się pełnoprawnym członkiem ich społeczności. Zazwyczaj trwa to ok. trzech lat, w czasie których obserwują jak się zachowujesz, czy pracujesz, jak traktujesz swoją kobietę (mężczyzna bez rodziny nie jest w ogóle poważany)...

Cesar to taka "złota rączka", człowiek potrafiący zainstalować, zbudować i naprawić niemal wszystko. Jego żona pochodzi z wioski, jednak on sam jest człowiekiem z gór, a wśród Asháninka mieszka od około roku. Szef wioski stwierdził jednak, że żadnej pracy mu nie zleci, ponieważ jest on człowiekiem obcym. Mimo, że tak naprawdę jest to jedyna osoba w okolicy która się naprawdę na takich rzeczach zna.

Kilka miesięcy temu, okazało się że "colonos" czyli przyjezdni metysi mieszkający w Puerto Ocopa są zamieszani w handel narkotykami. Jeden z nich zresztą zginął w jakichś porachunkach.
Władze wioski nie dociekały prawdy - postanowiły, że do końca roku wszyscy colonosi z wioski mają się wynieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz