wtorek, 16 sierpnia 2016

Polacy w Ekwadorze

W dzień w którym przekroczyliśmy granicę z Ekwadorem,  w pierwszym ekwadorskim miasteczku o nazwie Tulcán, spotkała nas bardzo niespodziewana i miła sytuacja.
Jakiś starszy miejscowy pan podszedł do nas na ulicy i zapytał łamanym polskim czy mówimy w tym języku. Zdradziła nas najpewniej polska flaga, którą Łukasz ma przyczepioną do roweru. Gdy usłyszał w odpowiedzi, że tak, podał Łukaszowi swój telefon i kazał rozmawiać. Okazało się, że po drugiej stronie była jego żona Danuta - Polka. Chciała sobie chwilę porozmawiać,  bo to miło spotkać Polaka. Dodatkowo powiedziała,  że w pobliskim kościele San Francisco jest 3 księży Polaków i żebyśmy ich odwiedzili, jeśli chcemy. Stwierdziliśmy,  że pójdziemy się przywitać, bo jakoś nie sposób było po tym zdarzeniu tam nie pójść. Gdy dotarliśmy do kościoła, nie było w środku żadnych księży. Zapytaliśmy więc pani sprzątającej,  gdzie możemy ich znaleźć.  Ona z rozbrajającym uśmiechem na ustach wskazała nam drogę.
Poszliśmy więc gdzie trzeba, no i się udało. Księża, ktorzy okazali się być zakonnikami, zaprosili nas do siebie. Choć mieliśmy jechać tego dnia dalej, zaproszenie przyjęliśmy i w dalszą drogę ruszyliśmy następnego dnia. Podobno co parę miesięcy jakiś Polak puka do ich drzwi. Oni myślą, że wieści, iż tam są, rozchodzą się za pomocą internetu. Ja jednak myślę, że wszystkiemu "winna" jest Danuta.

Kościół łatwo znaleźliśmy. Zdradziły go flagi Światowych Dni Młodzieży, które akurat w tamtym czasie odbywały się w Krakowie:



A dla chętnych informacje o misji w Ekwadorze:

http://www.franciszkanie.gdansk.pl/klasztory-za-granica/misja-w-ekwadorze/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz