środa, 24 sierpnia 2016

Illiniza Norte 5126 m npm.

Mając już trochę dość pedałowania, postanowiliśmy nieco zmienić aktywność i zdobyć jakąś fajną górę. Jako cel obraliśmy wulkan Illiniza Norte - bez lodowca, nie wymagający sprzętu, częsty cel aklimatyzacyjny - idealnie jak na nasz pierwszy pieciotysięcznik.
We wiosce u podnóża góry krótkie rozeznanie u miejscowego przewodnika: warunki są ok, nie trzeba dodatkowego sprzętu, jeżeli mamy doświadczenie.

Dowiadujemy się jednak również, że kilka lat temu na tej gorze zginął Polak. Doświadczony i zasłużony ratownik GOPR, Edward Hudziak, w nie do końca jasnych okolicznościach runął w przepaść schodząc po zdobyciu Illiniza Norte, dnia 28 stycznia 2011 roku.

Po tej tragedii Ekwadorczycy zdecydowali, że szczyt można zdobywać na jeden z dwóch sposobów:
- wynajmując przewodnika (ponoć koszt minimalny to 40 USD od osoby)
- na własną rękę, będąc członkiem klubu wysokogorskiego i przedstawiając stosowną legitymację.
W przeciwnym razie można dojść jedynie do schroniska (położonego na 4700 m npm).
Szybko ustaliliśmy wspólną wersje: tak naprawdę idziemy tylko do schroniska. Ale oczywiście należymy do Klubu Wysokogórskiego Kraków. Rzecz jasna, nie braliśmy na sześciomiesięczną wyprawę rowerową żadnych zbędnych rzeczy, jak np. legitymacja klubu z drugiego końca świata (nieważne, że przez przypadek wziąłem choćby trzy kable micro-USB i je wszystkie wożę ze sobą razem z paroma innymi bezsensownymi rzeczami).

Strażników nie spotkaliśmy, nie trzeba było więc nikogo przekonywać do naszej wersji wydarzeń.
Spotkaliśmy za to na swojej drodze wiele kopczyków ułożonych z kamieni, takich jakie w każdych górach świata wyznaczają szlak. Tutaj jednak prowadziły w całkowicie losowym kierunku (niekiedy przypadkowo zgadzającym się z kierunkiem szlaku).  Jak później wyjaśnił jeden z miejscowych przewodników - jest wiele dróg na szczyt, jeśli ktoś przeszedł fragment nieco innym wariantem - znaczył drogę kopczykami. Za to drogi normalnej, najłatwiejszej, trzeba wypatrywać w śladach butów odbitych na ziemi miedzy skałami.

Droga technicznie nie jest trudna, przynajmniej przy dobrych warunkach (brak śniegu i lodu). W paru miejscach związanie liną nie zaszkodziłoby, ale bez niej też się da. Gdyby to były Tatry, pewnie pojawiłby się niejeden łańcuch.
Oczywiście problemem przy wejściu może być dość znaczna wysokość i wszelkie problemy z tym związane.

Koniec końców, Illinizę Norte zdobyliśmy, a następnie szczęśliwie zeszliśmy na dół.

***

Na szczycie zagaduję samotnego turystę, przyprowadzonego przez przewodnika.
- Skąd jesteś?
- Z Niemiec.
- Ameryka Południowa to chyba popularny kierunek u was... Spotkaliśmy na swojej drodze już całkiem sporo Niemców.
- Nie wiem. Ja póki co spotkałem tylko dwóch.
Na tym rozmowa się skończyła. Nie uświadomiliśmy go, że dziesięcioosobowa grupa, z którą się mijał na szczycie, składała się z Niemców i Austriaków.

***

Illiniza Sur (5248 m npm, po lewej), Illiniza Norte (5126 m npm, po prawej) oraz Tory Kolejowe (3270 m npm, na dole)

Refugio (schronisko) Nuevos Horizontes (4700 m npm)

Cholera. Znowu zgubiliśmy drogę. /*

To na ten szczyt się do góry idzie? /*

Zostawiłam czajnik na gazie! Trzeba wracać! /*

Tamtego szczytu nie zdobylismy - Cotopaxi 5897 m npm

Tamtego też nie - Illiniza Sur

Ale ten już tak! - Illiniza Norte

Szczyt nam oszczędził wspaniałej widoczności i pięknych widoków

W koncu trzeba też zejść.
*/ Wypowiedzi oznaczone gwiazdką są wyssane z palca. Drogę gubiliśmy w innych miejscach, nie używalem słowa "cholera", a Justyna cały czas dzielnie parła pod górę.

6 komentarzy:

  1. Jak na 5cio tysięcznik wydaje się być przechadzką po parku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ile godzin i jakie przewyższenie całe wejście/zejście? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ostatnia miejscowosc El Chaubi lezy na 3300m
    Stamtad mozna drogą isc 3-3,5h na 3900m na parking La Virgen (co wybralismy, myslelismy o pojechaniu rowerami ale balismy sie je tam zostawic) lub za 10USD podjechac samochodem
    Z La Virgen do schroniska na 4700m idzie sie kolejne 3-3,5h wygodna, choc pozniej stroma sciezka.

    Trasa schronisko-szczyt-schronisko zajęła nam ok. 7 godzin. niby to niecale 500m ale teren jest trudniejszy, orientacyjnie tez jest trudniej. Jest tez kawalek nieprzyjemnego trawersu po niezwiązanym piachu. bez gubienia drogi na pewno mozna szybciej.
    zejscie mozna skrocic i uprzyjemnic inna droga, ale wtedy się nie wraca do schroniska. mysmy mieli namiot ktorego nie chcielismy brac na szczyt.

    No fakt, zapewne nie jest to najtrudniejszy pieciotysiecznik na swiecie. Najwiekszym problemem moze byc wysokosc. Mimo ze bywalismy w poprzednich tygodniach na ok 4000m, to i tak noc i poranek w namiocie kolo schroniska byly dosc ciezkie

    OdpowiedzUsuń
  4. Moi nienajtańsi!
    Czytam tu Waszego bloga, czyta się bardzo dobrze. Cieszy mnie, że często coś wrzucacie :)  (bo wiem, że nie ma to jak pozytywny odzew z drugiego końca świata!)
    Powodzenia na kolejnych bezszlaczach.

    P.S. mam nadzieję, że zdobyliście również oba szczyty Torów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Wojtku, za dobre słowo.

      Co do wierzchołków Torów - wybrałem sie samotnie na atak szczytowy. Dotarlem na plateau podszczytowe, ale zdecydowalem sie zawrócić, chcąc zachować siły na główny cel wyprawy.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń